Czy z tym domem mi do twarzy? Recenzja książki Agnieszki Załubskiej.
Na początku grudnia napisała do mnie Agnieszka, projektantka, dziennikarka i specjalistka od psychologii designu. Chciała zainteresować mnie, jak to sama napisała “nietuzinkowym projektem wydawniczym”. Oto premierowa pięknie wydana książka, album i poradnik w jednym: „Czy z tym domem mi do twarzy? – czyli jak urządzać wnętrza w zgodzie z psychologią designu. Książka napisana jest w zabawny i przystępny sposób. Porusza wiele aspektów funkcjonowania człowieka w przestrzeni. Wzbogacona jest ciekawymi ćwiczeniami ale przede wszystkim ilustracjami, które są ręcznie malowanymi obrazami, powstałymi specjalnie jako ilustracje do tego wydania. […] stąd myślę, że warto byłoby o niej wspomnieć na Pani blogu. – tak zaczęła swojego maila autorka.
I przyznam się szczerze, że nie spodziewałam się takiej prośby. Nie mniej poczułam się zaszczycona, że taka osoba jak Agnieszka Załubska, zechciała podzielić się ze mną swoją książką i poznać moją opinię na jej temat. Nie pozostało mi nic innego, jak przystać na jej prośbę, i z całą ciekawością i szacunkiem do pracy twórczej, oddać się lekturze.
Agnieszka podkreśliła, że liczy się ze szczerą opinią, więc postaram się podejść do sprawy profesjonalnie, ale też z należytą delikatnością. Sama bowiem mam duszę artystyczną, która każdą krytykę – nawet zasadną – odbiera bardzo personalnie. Podobno można to leczyć, ale mnie się jeszcze nie udało. Przejdźmy więc do analizy treści zawartej w książce, ale zanim zacznę, muszę powiedzieć kilka słów o samej okładce.
Pokryta folią, twarda oprawa w kolorze wina, posiada na przodzie obraz kobiety, która jest zdziwiona lub zaskoczona, jakby pytała: “co ja mam z tym wszystkim zrobić?”. Myślę, że dokładnie taki sam wyraz twarzy ma większość inwestorek, stojących przed wizją aranżacji swojego wnętrza. Cały rysunek wygląda jakby malowany był farbami lub pastelami (wybacz Agnieszko, nie znam się na technikach sztuki malarskiej), ale oczy tej kobiety bardziej przypominają zdjęcie niż rysunek. W rozłożonych dłoniach trzyma achromatyczny dom rysowany miękką linią. Na samym obrazie znajdują się piękne kolory czerwieni, pomarańczu, zieleni, różu, błękitu i bieli. Przez całą opowieść zawartą w książce, również przewijają się artystyczne prace malarki Lucyny Ruszkiewicz. To ciekawe przełamanie dość gęstego i drobnego tekstu. Strony są grube i lekko błyszczące, co nieco utrudnia czytanie, gdy odbija się na ich światło, ale przedstawione małe dzieła sztuki, straciłby nieco blasku na matowych kartkach.
Na pierwszej stronie nie mogło zabraknąć dedykacji, na co moje serce oczywiście ogromnie się ucieszyło. Gdy tylko znalazłam chwilę ciszy i spokoju oddałam się lekturze, którą z radością teraz Wam przedstawię.
“Czy z tym domem mi do twarzy” to niezwykła opowieść pisana od “drugiej strony”. Jej bohaterami i narratorami jednocześnie są: ściana, lustro, fotel, klamka, okno, poduszka, obraz, biurko i lampa. Czytając tę książkę odniosłam wrażenie, że słucham opinii udzielanej właśnie przez te przedmioty. Wiele ich uwag mnie rozbawiło, ale też pobudził do głębszej refleksji.
Zacznijmy od ściany. Autorka nadała jej ludzkich cech jak wzrost czy grubość, a to, co ma na sobie, jest jej ubraniem. Ściana ma charakter trochę naburmuszonej panienki, która nie darzy sympatią, nikogo kto ocenia ją inaczej, niż ona sama myśli o sobie. Jednak jest też zdolna do dystansu poprzez “patrzenie na wszystko z góry”. Zabawnie oburza się na górny pasek malowany przez malarzy tuż pod sufitem. I tu się muszę z nią zgodzić – to nie wygląda dobrze w pomieszczeniach z równym sufitem. A już najgorzej, gdy taki pasek pozostaje na połaci dachowej, która jest ścianą i sufitem jednocześnie. Dzięki monologowi jaki wygłasza ściana możemy dowiedzieć się, kim są bohaterowie, którzy mieszkają lub odwiedzają właściciela domu.
Drugim mieszkańcem jest lustro, które dość trafnie spostrzega, że nie jest w stanie uwiecznić swoich obrazów tak, jak jego siostrzenica lustrzanka. Zwraca uwagę na to, iż jest jedynym elementem wnętrza, które może się przystosować do każdych warunków. I faktycznie tak jest. Lustro pasuje do każdego wnętrza, niezależnie od jego wielkości, stylu, charakteru czy wieku. Pokazuje prawdę o nas samych i choć jest bezlitośnie szczere, ma w sobie niezwykły urok, któremu każdy z domowników ulega.
Dzięki opowieści fotela, miałam okazję zrozumieć jego magnetyczny fenomen. Dlaczego tak się dzieje, że w domu jest zawsze jakiś fotel, do którego, gdy tylko się zasiądzie, czuje się ulgę, spokój i wytchnienie. Jak to jest, że ten dość ciężki przedmiot, darzymy sympatią i wręcz nadajemy mu właściwości terapeutyczne? I chyba, jako jedyny element wnętrza ma najbardziej romantyczne usposobienie. Być może wynika to z faktu posiadania tapicerki i bliżej mu do człowieka, który również posiada skórę.
Dopóki nie przeczytałam tej książki, wydawało mi się, że w domu najważniejsze są drzwi. To one zamykają i otwierają przestrzeń, łącząc lub ją dzieląc. Okazało się, że to jednak nie one są tak istotne jak ich właścicielka – klamka. Bez niej drzwi byłyby bezużyteczne. Byłyby zwykłą przegrodą; barierą nie do przejścia. A jednak, dzięki klamce, drzwi stają się wręcz portalem do innego wymiaru. Klamka jest symbolem dorastania i wolności naszych dzieci, które tylko czekają, by uwolnić się od ciągłej kontroli i uzależnienia od rodziców, móc swobodnie zwiedzać zakamarki domu. To fascynujące zwrócić uwagę na tak niewinny z pozoru detal, który robi ogromną różnicę w percepcji naszego świata.
Nasi bohaterowie, jak się czasem okazuje, ze sobą rywalizują. O tej niezwykłej walce o uwagę mówi okno. Choć jest powodem dla którego wybiera się taką, a nie inną lokalizację, mieszkanie lub widok to jednak obraz, który jest szybki, zmienny i bardziej kolorowy, przyciąga bardziej niż widok za oknem Z czym tak rywalizuje nasz bohater? Oczywiście z telewizorem. Nie jest jednak zbyt zmartwiony, ale powody poznasz dopiero, gdy przeczytasz książkę Agnieszki.
Kolejną bohaterką domowej opowieści jest poduszka, która ma rzadki ale niezły ubaw podczas jednej z bitew. Jest synonimem przytulności, miękkości, wypoczynku i szczęścia choć nie zawsze traktowana z należytym jej szacunkiem. To, na co jednak zwróciła uwagę autorka książki, to fakt, że poduszka jako jedyna ma dostęp do najgłębszej części nas – do naszych snów. Czytając, co ma do powiedzenia w tej kwestii zobaczysz, jak ważną rolę odgrywa i jaką drogę przeszła, by móc nam dać spokój i ukojenie.
Obraz, który jest kolejnym przedmiotem rozważań, opisuje swoje wizyty w spa a także historię powstania ram w jakich się znalazł i oczekiwań innych wobec sztuki. To właśnie dzięki obrazom, właściciel może przenieść się w czasie lub do miejsca, za którym tęskni. Zwraca uwagę na nasz stopień kultury sztuki, którą uwielbiamy, tolerujemy, nie zauważamy czy wręcz nie tolerujemy . Od tego, w jakim momencie emocjonalnym w połączeniu z odczuwaniem sztuki jesteśmy, zależy to, jakie obrazy wieszamy na naszych ścianach.
Ważnym elementem w domu, przy którym odbywają się najważniejsze decyzje, projekty czy kalkulacje jest biurko. Opowiada ono o organizacji pracy i o tym, jak różni ludzie traktują tę przestrzeń. Jest w tym coś niezwykłego. Zwraca uwagę na to, jak ważne jest miejsce, które pozwala się skupić i o którą warto zadbać. Powinno być ono odrębną, wydzieloną częścią mieszkania by nie mieszać jej z innymi aktywnościami mieszkańców. Wiele aspektów, na które być może na co dzień nie zwrócilibyście uwagi, są właśnie poruszane w monologach tych zabawnych bohaterów.
Czas już na ostatnią gwiazdę tej książki. I nie bez powodu użyłam tej świetlistej metafory, bo jest nią – lampa. To właśnie ona opowiada, jak ważne jest światło, barwa, intensywność, co może zdziałać we wnętrzu, i jak ważne zadanie na niej spoczywa. Oprócz oczywistych właściwości ma też dobroczynny wpływ na zdrowie i psychikę ludzi. Reguluje cykl dobowy, poprawia nastrój i jest wykorzystywana do światłoterapii. Oprócz tego odpowiednio dobrana może tworzyć grę świateł jak w teatrze i nadać wnętrzu magii.
W narrację wszystkich elementów domu autorka wplata zabawne anegdoty ale też przytacza historię powstania przedmiotów. Wymienia projektantów, którzy jako pierwsi nadali życie określonym dziełom sztuki użytkowej. Dzieli się trafnymi spostrzeżeniami, których nawet ja na co dzień nie zauważałam. Wspaniałe w tej książce jest również to, że autorka przemyca ciekawe smaczki z zakresu psychologi designu i pokazuje na konkretnych przykładach, dlaczego dokonujemy takich a nie innych wyborów, skąd one wynikają, i są później odzwierciedleniem naszej przeszłości we wnętrzach. Dzięki tym wskazówkom można na chwilę przyjrzeć się naszym przedmiotom, i nadać im zupełnie inne znaczenie lub to znaczenie dopiero zauważyć.
Na końcu każdego rozdziału znajduje się zestaw ćwiczeń, które można wykonać by poznać prawdę o sobie, swoim stylu aranżacji i guście, a nawet własnych wyborów, które są wynikiem przeżyć z dziecięcych lat.
W całej opowieści nie mogłam zrozumieć tylko jednego. Autorka nazwała właściciela domu Domem. To sprawiało, że nie do końca wiedziałam, czy jest on człowiekiem – mieszkańcem obiektu, czy samym obiektem. Przedstawiony był jako osoba spotykająca się z każdym, kto do domu przychodził, i korzystała również z rzeczy, które były przez niego zakupione lub przywiezione. W książce były również momenty, w których granica między opowieścią bohaterów, mających dość specyficzny arystokratyczny ton wymowy, zacierały się między typowo książkowym naukowym językiem designu. Trudno było mi się w tym odnaleźć. Nie zmienia to jednak faktu, że z chęcią dowiedziałabym się, może w następnej książce – co myśli podłoga, garderoba albo prysznic?
Z pewnością książka: “Czy z tym domem mi do twarzy?” sprawiła, że przeniosłam się trochę do innego świata. Spojrzałam na wnętrze z zupełnie innej perspektywy. Trochę się rozmarzyłam i miałam ochotę porozmawiać w cztery oczy z każdym z tych małych bohaterów. Dzięki tej książce przypomniała mi się moja własna fantazja i książka, którą napisałam podczas studiów, a która nigdy nie ujrzała światła dziennego. Może to czas, by się odważyć?
Jeśli Wy również macie ochotę poznać bohaterów Waszych domów, usłyszeć co myślą, i przenieś się na drugą stronę lustra, zróbcie sobie prezent i przeczytajcie książkę: “Czy z tym domem mi do twarzy?”. Jestem przekonana, że wiele rzeczy Was w niej zaskoczy.
książkę znajdziecie tutaj: “Czy z tym domem mi do twarzy?”
Do autorki: Dziękuję Ci Agnieszko za tę książkę, otwarcie horyzontów i za dotknięcie kawałka mojego serca, które być może czekało właśnie na taki impuls.