Kolor we wnętrzu, Lifestyle

#Kolor. Recenzja książki Olki Barczak.

W czasach wszechobecnej i łatwo dostępnej wiedzy, szczególnie takiej, która wchodzi do głowy z lekkością, książka #kolor jest fenomenem. Z pewnością, nie jest lekturą, którą można przeczytać w jedną noc, ale warto. Zapewniam.

Mówi się, że nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku okładka ma kolosalne znaczenie, i właśnie od niej chciałabym zacząć.

Dzięki minimalizmowi wpasuje się w każdą domową biblioteczkę. Jej biała okładka jest jak niezapisane płótno, co już na samym początku sugeruje, że to, o czym będzie pisać autorka nie jest do końca oczywiste, ani tym bardziej do zamknięcia w jakiekolwiek ramy. To co jednak fascynuje, z pewnością nie mnie jedyną, to użycie holograficznego nadruku na okładce, którym pokryte jest słowo “kolor”. Ta technika drukarska nie pokazując nic, pokazuje wszystko, co Olka chciała przekazać na temat koloru.

Jest nieuchwytny.

Książkę można obracać w dowolnym kierunku i za każdym razem uzyskuje się inną barwę. W zależności od kąta padania światła, i miejsca w jakim znajduje się książka, kolory na hologramie wyglądają zupełnie inaczej. Ten zabieg to majstersztyk, jestem więc pełna podziwu dla sposobu, w jaki Olka przedstawiła swoją myśl. Subtelny a zarazem niejednoznaczny przekaz aż krzyczy, by się nim zainteresować.

Na temat koloru napisano niezliczoną ilość pozycji, ale tytuł tej książki, który na początku posiada hasztag, mocno osiada w obecnych czasach social mediów. Za kilkanaście lat książka Olki będzie stanowiła pieczęć odciśniętą na konkretnej linii czasu, choć w samej treści #kolor przenosi nas aż do czasów prehistorycznych.

W swojej książce Olka opisuje kolor na wszystkie (lub prawie wszystkie) możliwe sposoby. Pokazuje jego drogę od powstania, zapisania, powielania, udoskonalania i tworzenia. Przeprowadza czytelnika po krętej ścieżce historii i wpływu koloru na losy świata. Odkrywa jego karty przechodząc przez różne dziedziny nauki i sztuki. Od fizyki i chemii, poprzez historię koloru, antropologię kultury, językoznawstwo, marketing, grafikę, popkulturę, psychologię, sztukę i filozofię, aż do własnych refleksji.

Tytuły rozdziałów są przedsmakiem tego, co można w nich znaleźć. Każdy z osobna tworzy niesamowitą historię. Pojedynczy rozdział jest jak opowiadanie, do którego można wracać, jak wspomnienie z przeszłości. Pokazuje cienie i blaski barw, która nas otaczają, ich wpływ na nasze samopoczucie i postrzeganie.

#kolor to książka pełna ciekawostek, nieznanych faktów i historycznych przełomów. I mogłabym wymieniać tak długo, bo w tej jednej pozycji znajduje się cała tęcza wiedzy na temat kolorów, którą autorka zaaplikowała do swojej publikacji. Jednak ja lubię doszukiwać się drugiego dna, i choć nie mam gwarancji, że moje spostrzeżenia są trafne, druga część recenzji będzie zupełnie inna.

Autorka w swojej książce podjęła próbę rozłożenia koloru na czynniki pierwsze. Ja spróbuję “rozłożyć” Panią od kolorów. Mam nadzieję, że po tej analizie Olka, jako Wiedźma od kolorów nie rzuci na mnie tajnego zaklęcia, a ja nadal pozostanę Czarodziejką Wnętrz bez uszczerbku na swojej reputacji.

Zacznę od tego, co sama autorka napisała na tylnej okładce swojej książki:

“Są tacy, którzy je kochają, ale przeważnie ludzie się ich boją lub lekceważą ich moc. Są ich miliony, a przeciętny Polak potrafi wymienić maksymalnie kilkanaście nazw. Myślimy, że to coś, co nas otacza, a tymczasem one są w nas. Gdy się na nie nie patrzy, to w ogóle nie istnieją. Nie mamy nawet najmniejszej pewności, czy postrzegamy je tak samo, choć mówi się, że to jedno z tych uniwersalnych doznań. 

Historia uczy, że bywały cenne jak największy skarb, toczono o nie bitwy morskie i miały wpływ na globalną ekonomię. Ludzie, by mieć je na wyłączność, zabijali i za niektóre płacili fortunę. Są kodami natury, ale także kultury. To fenomen, który zmienia percepcję otaczającego nas świata. Ostrzegają, symbolizują, a nawet leczą.”

W tym krótkim opisie Olka zawarła wszystko, czym można by zdefiniować kolor. Wspaniały dobór słów i określeń na coś, czego nie jesteśmy w stanie ująć w ramy. Choć wielu próbowało zamknąć go w złotej klatce, mieć tylko dla siebie i zawłaszczyć, on pozostał wolny.

Dlaczego pasją Olki jest właśnie kolor? I to nie byle jaki!

Jak sama pisze na samym początku, nie pamięta dokładnie, w którym momencie kolor stał się jej pasją. To, co jednak w całej książce fascynuje mnie najbardziej, to mikro elementy z życia autorki, które sprytnie przemyciła pisząc o kolorach.

Olę osobiście poznałam dość niedawno. Miałyśmy okazję spotkać się na jednym z jej wykładów o kolorach w Krakowie, gdzie mieszka i pracuje. Po wykładzie poszłyśmy do kawiarni i spędziłyśmy kilka godzin na niekończącej się rozmowie. Ponieważ było to nasze pierwsze spotkanie, mogłam jedynie nacieszyć się samą aurą, jaka otacza Olę, ale nie było mi dane poznać jej w pełni. Moje refleksje wynikają więc jedynie z tego, co sama Pani od kolorów zechciała przekazać w swojej książce.

Pierwsze, o czym wspomina już na samym początku, to czerwone poziomki wyszywane na makatce u Babci. I nie byłoby w tym nic dziwnego (przecież każdy z nas ma jakieś wspomnienia z dzieciństwa), gdyby nie fakt, że ta starsza postać mocno wysuwa się na pierwszy plan. Olka kilkakrotnie wspomina o niej w swojej publikacji, co daje mi poczucie, że Babcia była dla niej kimś bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym. Osobą, dzięki której pokochała barwy folkloru i haftu, a wspólne spacery nad rzeką czy robienie pisanek to smak miłości.

Z kolorowego dzieciństwa przenosi nas do “mroków nastoletniości”. Pokazuje swoje kompleksy, które czerń miała ukrywać. Odrzuciła więc wszelkie kolory i stała się kolorofobem. W okresie nastoletnim, na podłożu emocjonalnym, dzieje się bardzo wiele, a kolor to kolejna dawka emocji. Być może z tego względu czerń jest bezpieczna. Bo pochłania te emocje.  W moich oczach historia Olki to życie motyla (świadczy o tym jej wybór garderoby na egzaminie z architektury), który z szarej poczwarki zmienia się w niebieskie lustro odbijające światło. Bo Olka, kocha ludzi i pokazuje to dzieląc się swoją wiedzą i otwartością.

Autorka pokazuje też zabawne sytuacje, gdzie brak świadomości nazw kolorów niemal nie zepsuł jej ślubu, wyprawił męża na długie poszukiwania róży o zapomnianej barwie  a dzieciom brata odebrało apetyt. Tłumaczy skąd wzięła się fioletowa krowa, dlaczego kolor zielony w Irlandii wcale nie jest zielony, czerwone jagody nazywają się czarne nawet wtedy, gdy są zielone, dlaczego kolorowała nuty i jaki kolor ma pramarchewka. Opowiada też historię swoich podróży do Hiszpanii, Włoch, Andaluzji i Efezu.

Czas teraz by prześledzić drugie imię Olki – “Ultramarynę”. Mówi się, że kolor niebieski to kolor marzycieli. Nie do końca się z tym zgadzam. Sama jestem niepoprawną marzycielką a mój kolor to zdecydowanie pastelowy róż. Podczas naszego spotkania z Olą, nie poznałam jej marzeń, ale z pewnością mogę powiedzieć, że symbol wielkiej niewiadomej bardzo do niej pasuje. Ultramaryna to najcenniejszy, najdroższy i najpiękniejszy kolor świata. Jest jak amulet, a do stworzenia tego koloru potrzeba procesu liczącego aż pięćdziesiąt czynności, które z lapis-lazuli uczynią tak wyjątkową barwę. A Olka z pewnością jest wyjątkową postacią. Kolor niebieski to również kolor smutku i tajemnicy. To wielka tęsknota Oli za czymś czego może nigdy nie doświadczyć. To jej symbol wolności, ale też cichej nadziei, która została na dnie serca.

Książkę #kolor zdecydowanie należy przeczytać. To nie tylko zbiór wiedzy z każdej dziedziny życia, ale również fascynująca podróż po świecie, która otwiera umysł i oczy na to, co nieuchwytne.

Jest jednak jedna rzecz, z która w całym rozważaniu na temat kolorów się nie zgadzam. W rozdziale “Światło” Olka napisała tak: “Nie ma nic bardziej chwilowego niż kolory. Pamięć wyjątkowo słabo je zatrzymuje, ponieważ są ulotne. Zamykam oczy i znikają.” Gdyby patrzeć jedynie oczami, kolor faktycznie istnieje tylko, gdy jest światło a my mamy otwarte oczy.

Ja jednak nie zgadzam się, że kolory przestają istnieć wtedy, gdy nic nie widzimy. Wręcz przeciwnie. Zaczynamy je dostrzegać dopiero wtedy kiedy tracimy je z oczu – w ciemności. Jeśli napiszę: “Kobieta o pięknych długich złocistych włosach, stała nad brzegiem morza, wpatrując się w jego lazurowy odcień wody, zostawiając ślady stóp na bladożółtym piasku”, czy zobaczysz kolory? Tak! Bo naszą siłą nie jest patrzenie na kolory, ale ich widzenie. Wyobraźnia to narzędzie, z którego korzysta każdy artysta i twórca. Tym bardziej w zawodzie projektantki wnętrz gra ona pierwsze skrzypce. To, co widzi klient, najpierw muszę zobaczyć w swojej wyobraźni, a ona jest bardziej realna niż cokolwiek innego.

Olka “ultramaryna” Barczak utożsamia się z kolorem. Stała się jego częścią, jest jego ambasadorką, jednocześnie pozwalając mu być wolnym. Dlaczego? Bo równie jak kolorowe życie ceni sobie wolność. A kolor bez wolności – a nie światła, jak twierdzi autorka – nie istnieje. Z taką refleksją Was zostawiam, bo nie o kolor w życiu tak naprawdę chodzi, ale o wolność. Doceńmy więc to, co mamy i walczmy o to, by zawsze być wolnym. Wolnym od uprzedzeń, przekonań, własnych barier, stereotypów, granic, porównań i niedoskonałości. Kolor to wolność, a wolność to szczęście. Życzę Wam więc mnóstwa kolorów w każdej sekundzie życia.

Wasza Czarodziejka.

książkę znajdziesz tutaj: #KOLOR
Zdjęcia pochodzą ze strony autorki, są jej własnością i są chronione prawem autorskim.

Do samej autorki: Jesteś ultramaryną, siłą i doskonałością. Nie indygo. Ten cień, który chodzi za Tobą od czasów studiów, gdy straciłaś wzrok, to Twój talizman. To Twoja tarcza, która chroni Cię i przypomina o tym, że nie musisz na coś patrzeć, by coś widzieć. To jest właśnie magia kolorów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *