Moja historia
Gdyby ktoś piętnaście lat temu powiedział mi, że będę mieć swoją firmę i projektować wnętrza, pewnie powiedziałabym, że oszalał.
W tym roku mijają cztery lata istnienia mojej pracowni. Jest to moje drugie, ukochane dziecko, z którego jestem niezwykle dumna.
Zanim jednak zostałam projektantką wnętrz na pełen etat, trochę musiałam się powspinać na swoją górę marzeń. Od kiedy pamiętam, moje życie zawsze kręciło się wokół budowy i remontów. W życiu zdarzają się sytuacje, które potrafią przewrócić świat do góry nogami. Tak było i ze mną.
Kiedy byłam małą dziewczynką, pojechałam wraz z mamą i młodszą siostrą do babci. Ponieważ mój dziadek był architektem a tato kierownikiem budowy, w mieszkaniu zawsze znajdowały się jakieś budowlane akcesoria. Podczas jednego z wyjazdów, gdy szukałam kredek, natknęłam się na nietypowe pisaki. Otworzyłam pudełko i zobaczyłam, że pisaki zamiast wkładu mają małe igiełki. Podeszłam do mamy i zapytałam, co to takiego. Nim usłyszałam odpowiedź, że owe pisaki kreślarskie to rapidografy, mama z przerażeniem na twarzy i z prędkością światła schowała je z powrotem do pudełka. W tamtych czasach Rotringi były bardzo drogie, ale stały się dla mnie wizją „zaczarowanego ołówka”. Mama, widząc moją posępną minę, obiecała, że kiedy będę starsza, będę mogła nimi rysować.
Przez wiele lat zasypiam z myślą: ``chciałbym mieć własną firmę, pracować po swojemu i robić to, co lubię``.
Pod koniec szkoły podstawowej wujek przyniósł płytę z grą ArCon* (wtedy myślałam, że to naprawdę gra, jest to jednak program komputerowy do tworzenia dokumentacji technicznej projektów budowlanych z możliwością wizualizacji). Od razu po szkole, zamiast się uczyć, siadałam do komputera i „grałam”. Wymyślałam sobie różne kształty, wstawiałam okna, drzwi, kolorowałam ściany, wrzucałam meble. Wciągnęło mnie to na dobre.
Parę lat później zaczęłam swoją naukę w tak zwanej „budowlance”. To właśnie tam znów spotkałam się z rapidografami. Rysowanie po kalce technicznej rysunków budowlanych sprawiało mi ogromną frajdę. Choć długie godziny siedzenia nad idealnymi liniami sprawiały ogromny ból szyi, to i tak było to moje ulubione zajęcie. Z perspektywy czasu śmiem twierdzić, że był to najlepszy okres w moim życiu.
W naszej klasie były tylko trzy dziewczyny. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z projektowaniem, zawód technika budowalnego nie był popularny wśród płci pięknej. Dzisiaj nikogo nie dziwi, że dziewczyna może interesować się męskim zawodem.
Jak to w szkole przepełnionej testosteronem, łatwo nie było. Na szczęście moi koledzy opiekowali się nami, jak tylko potrafili najlepiej. Dali mi w kość, ale też sprawili, że z małej, zakompleksionej dziewczynki stałam się pewną siebie kobietą, która wie, czego chce.
Szkoła średnia się skończyła, przyszedł czas na studia. Skończyłam PWSZ w Nysie na kierunku architektura środowiskowa, uzyskując tytuł inżyniera architekta. Potem miały być studia magisterskie w Gliwicach, ale jak to z życiem bywa, potoczyło się inaczej.
Dziś czuję się, jakbym żyła moim marzeniem, a nie chodziła do pracy! Kiedy siadam do projektowania, czuję, jakbym dostawała drugich skrzydeł.
Zaczęłam więc staż w biurze projektowym. Potem przyszedł czas na pierwszą pracę, w której byłam pięć lat. Zajmowałam się projektowaniem wnętrz biurowych, komercyjnych, prywatnych, ale też projektowaniem całej szaty graficznej w firmie. Ta praca sprawiła, że dostałam w kość jak nigdy przedtem. Przepłakałam wiele nocy, wyniosłam wiele lekcji i zaliczyłam kilkanaście upadków. Dzisiaj jestem wdzięczna za ten czas i to „szlifowanie”, bo dzięki temu wiem, kim jestem, kim chcę być i co chcę osiągnąć. Nie boję się wyzwań i trudnych tematów.
Po tych sześciu latach od rozpoczęcia pracy zawodowej na świecie pojawiła się najcudowniejsza istota na świecie, a ja zostałam mamą. Przez wiele lat zasypiam z myślą: „chciałabym mieć własną firmę, pracować po swojemu i robić to, co lubię”. Decyzję o założeniu pracowni podjęłam, będąc mamą rocznej Oliwki. To właśnie moja córeczka sprawiła, że podjęłam najważniejszą i zarazem najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Postawiłam wszystko na jedną kartę (oczywiście wielki szacunek dla mojego męża za to, że się nie bał i powiedział „rób”). Zrezygnowałam z pracy na etacie i tak oto powstała moja firma Wizualgroup, w której projektuję wnętrza pod marką WIZUALHOME.
Dziś czuję się, jakbym żyła moim marzeniem, a nie chodziła do pracy! Kiedy siadam do projektowania, czuję się, jakbym dostawała drugich skrzydeł. A kiedy przychodzę z projektem do moich klientów, zawsze uprzedzam ich, że być może nie tego się spodziewali.
I tak jest. Bo to, co im pokazuję, jest czymś więcej, niż tylko kartką ze zbiorem kresek i obrazków. To poznanie ich świata, potrzeb i marzeń. Często to odkrycie tego, co noszą w sercu, a czego nawet mi nie powiedzieli.
Za to właśnie cenię moją intuicję i nazywam się Czarodziejką wnętrz. Kiedy spełniam marzenia moich klientów o ich pięknym wnętrzu, czuję się tak, jakbym spełniała swoje własne. I to mnie właśnie najbardziej kręci w projektowaniu wnętrz!
Czy w moim świecie jest jeszcze miejsce na inne marzenia? Oczywiście. Mam ich pełno! I wciąż są na mojej liście to-do. Po za tym jestem dozgonnie zakochana w kolorze różowym, moim mężu i córeczce, uwielbiam maliny i deser Panna Cotta, jestem uzależniona od soku pomarańczowego i czekolady, najlepiej czuję się w temperaturze 25 stopni, nie cierpię imbiru, zastrzyków i hipokryzji, i jako chyba jedyny architekt – uwaga – nie pijam kawy.
Gratulacje! Dotarłaś do końca mojej historii.
Ale to nie koniec! Czym byłyby urodziny bez prezentu? Jako że świętujemy czwartą rocznicę powstania Wizualhome, mam dla Ciebie niezwykłą niespodziankę!
Jeśli Ty również planujesz remont łazienki, kuchni czy całego mieszkania lub chciałabyś coś zmienić w dotychczasowej aranżacji, ale:
• boisz się, że nie oszacujesz prawidłowo kosztów i skończysz z na wpół wykończonym mieszkaniem,
• masz w głowie pełno pomysłów i nie wiesz, który zrealizować najpierw,
• chcesz poznać koszty remontu przed pierwszym pociągnięciem wałkiem…
Mam dla Ciebie idealne rozwiązanie!
To nowy produkt, który ułatwi Ci życie: Kalkulator remontowy.
Przygotowałam dla Ciebie gotowe formuły do wypełnienia, miejsce na zdjęcie produktu i linki do sklepów. Do każdego produktu dodałam szybkie wskazówki, które pomogą Ci podjąć właściwe decyzje lub uniknąć niepotrzebnych błędów. Z jego pomocą wycenisz remont ekspresowo! Dowiesz się, czy stać Cię na remont, skrócisz go o dobre kilka miesięcy (a nawet lat!) a dodatkowo wszystkie niezbędne informacje o materiałach będziesz mieć w jednym miejscu! Już niczego nie zgubisz i zaoszczędzisz czas na ponownym szukaniu produktów w sieci.